Wywiad z Willy Bogner Jr.
Pasjonat, wizjoner, biznesmen i wybitny sportowiec o niesamowitej charyzmie. Skromny i inspirujący. Od ponad 40 lat kontynuuje dzieło swoich rodziców i z sezonu na sezon udowadnia, że Bogner to marka ponadczasowa. O sobie mówi: jestem podekscytowany innowacjami, o swoich produktach: B stands for „better”. Willy Bogner JR –niestrudzony innowator, który sprawia, że pojęcie sportowa moda wciąż definiuje się na nowo.
Willy Bogner Jr., opowiada o pasji do sportu, rozwoju marki i swoich rodzicach. Cały wywiad dostępny jest w najnowszym wydaniu katalogu S’portofino.
Mówi się, że jest Pan „człowiekiem renesansu”. Jazda na nartach, projektowanie ubrań, fotografia, produkcja filmowa – która z tych aktywności dostarcza Panu najwięcej satysfakcji?
Zawsze ta, w którą jestem zaangażowany w danej chwili. Każda z tych aktywności jest fascynująca na swój sposób, niezależnie od tego, co robisz. Oczywiście, gdy pracujesz w górach, kręcisz film, lub coś tworzysz, to rodzaj wykonywanej przez ciebie pracy jest bardziej bezpośredni niż praca w biurze. To wspaniałe, gdy realizujesz swój pomysł, który się sprawdza. Oczywiście nie jestem w stanie wciąż pracować w terenie, czasem pracuję umysłowo, innym razem bardziej angażuję swoje ciało. Możesz tutaj obejrzeć kilka moich zdjęć z przeszłości w trakcie pracy z kamerą.
Jaka jest tajemnica Pańskiego sukcesu? W jaki sposób Bogner stał się jedną z najlepszych marek narciarskich na świecie?
Jest to połączenie sportu i stylu. Do sportowego pierwiastka należy dodać nutkę artyzmu. Mój ojciec był sportowcem, moja mama natomiast miała świetne wyczucie stylu. Patrząc na niezbyt atrakcyjną odzież narciarską mówiła: „Nie włożę tego”, wtedy mój ojciec odpowiadał: „Dlaczego nie zaprojektujesz czegoś, co ci się spodoba?
Bogner to niekwestionowany numer 1. w kreowaniu trendów na stoku. Przeczytałam gdzieś, że Pana mama – Maria – była porównywana do Coco Chanel, a sama marka nazywana Diorem wśród sportowych marek.
Tak, to dobre porównanie, bo wszyscy ci, których wymieniłaś, byli pionierami. Moi rodzice dbali o to, by ludzie na stoku wyglądali dobrze, w szczególności kobiety. Mężczyźni mogą wyglądać gorzej, bo jeżdżą bardzo szybko (śmiech).
Kiedy przygląda się Pan swojej karierze z perspektywy czasu, z którego projektu jest Pan najbardziej dumny? Czy przypomina Pan sobie jakieś niezwykłe momenty w historii firmy?
Zanim zacząłem pracę w firmie, studiowałem na uniwersytecie. Chciałem zdobyć stopień naukowy. Nigdy nie byłem dobry z matematyki, nie znosiłem jej. A statystyka... Zadałem sobie pytanie: co ja tu robię? Doszedłem do wniosku, że statystyka nigdy nie przyda mi się w życiu, więc postanowiłem zrezygnować ze studiów i zostałem Kleidung Technik (pl. technik odzieży), uczyłem się tworzyć ubrania, zdobyłem również wiedzę na temat materiałów, maszyn i mody. Aby pracować w modzie należy mieć odpowiednią wiedzę. Zdobyłem praktyczne doświadczenie i mogłem rozmawiać z ludźmi. Wtedy zaprojektowałem moją pierwszą linię, którą nazwałem Formula W. Jej znakiem rozpoznawczym był trójkolorowy pasek w kształcie litery W.
To było w latach 70-tych?
Tak, używaliśmy wtedy nowego materiału: elastycznego nylonu, który pozwalał na tworzenie obcisłych kombinezonów, które nie ograniczały ruchów. Używaliśmy wtedy podszewki ze stretchu – była to nowa technologia, dzięki której stworzyliśmy jednoczęściowy kombinezon i świetne, opinające spodnie. Wszystko to miało miejsce w latach 60-tych i 70-tych. Aż po dziś dzień wykorzystujemy najlepsze materiały i innowacyjne technologie.